środa, 26 czerwca 2013

Każdy no­wy dzień dob­rze zacząć z pustą kar­tką w ręku, a nie z po­tar­ga­nymi ka­wałka­mi dnia wczo­raj­sze­go w kieszeni

Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Miło było poczuć taką jakąś lekkość, którą czuję wiedząc, że mój konflikt z Cichym się zakończył. Mimo wszystko postanowiłam mu nie mówić jeszcze teraz mojej historii. Czuję, że jeszcze nie mogę mu w pełni ufać. Szybko ubrałam się i udałam się do mojej kochanej rodzinki. Dobry humor mnie dziś nie opuszczał.

- Hej rodzinko!- krzyknęłam wesoło- Jak się spało?
- Siostra, co z tobą?- spytał zdziwiony Krzysiek.
- To już nie mogę się spytać jak się spało?- zdziwiłam się.
- Nie no możesz, możesz, ale to jest coś podejrzane dla mnie- zaśmiał się mój brat- czyżby twój dobry humor spowodowany był przez Pi…- w tym momencie Igła dostał ode mnie ścierką w głowę, co wywołało u niego wybuch śmiechu.- Czyli mam rację!
- Nie, nie masz!- zaczęłam się z nim kłócić, tak dla reguły.
- Gorzej niż z dziećmi!- stwierdziła Iwona, za co oboje zmroziliśmy ją wzrokiem.  Dzieciaki się tylko przyglądały wybrykom starszych i cicho się podśmiechiwały.
- Juluś ja i tak wiem swoje- zaśmiał się Krzysiek.- A teraz zawiozę Sebastiana do szkoły i na trening. Iwona jedziesz z nami?- spytał.
- Jadę, jadę. Poczekajcie chwilkę.
- Braciuszkuuu… Ja będę po południu czekała na ciebie z Domi i Sebastianem w parku ok.? Muszę coś załatwić.
- Dobrze siostrzyczko- zgodził się potulnie Igła.
- Co ty knujesz?- spytałam.
- Czy ja muszę zawsze coś knuć?
- Niee…Ale widzę to po twoich oczach.

Krzysiek już mi na to nie odpowiedział, bo do kuchni weszła Iwona i stwierdziła, że powinni już jechać, bo inaczej Seba spóźni się do szkoły. W ten sposób zostałam sama z Domi i zaczęłyśmy szaleć. Mała znakomicie wykorzystała mój dobry humor i co się z tym wiązało chęć do zabawy. Śmiałyśmy się, wygłupiałyśmy, że nawet nie wiedziałam, kiedy minęły te godziny. Około trzynastej położyłam Małą spać i wzięłam się za gotowanie obiadu. Do trzeciej uwinęłam się już z robotą i wzięłam szybki prysznic. Stwierdziłam, że nie ma sensu się bardzo stroić, bo to w końcu zwykłe koleżeńskie spotkanie. Piotrek nic nie pisał, więc stwierdziłam, że Andrzej nie przedłużył im treningu. Koło szesnastej Dominika się obudziła. Nakarmiłam ją i ubrałam, po czym udałyśmy się w kierunku parku. Zabawy w czasie drogi nie brakowało. Domi po tych kilku godzinach odpoczynku znów odzyskała siły i zaczęła wariować. Krzysiek zastał nas w parku podczas zabawy w berka. Oczywiście zaraz się do nas przyłączył i zaczął szaleć z Małą. Ja w tym czasie lekko się ogarnęłam i poszłam w kierunku Piotrka, który przyszedł z Krzyśkiem.


~~Z punktu widzenia Piotrka~~

Kiedy wróciłem do domu po tym jak odprowadziłem Julkę do domu, wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka. Długo zastanawiałem się czy napisać do niej czy nie. W końcu się odważyłem i napisałem. Ucieszyłem się, że mi odpisała. Nie mogłem tej nocy usnąć. Cały czas po głowie chodziła mi Julka. Nie rozumiem, co się ze mną działo. Jeszcze niedawno jej nienawidziłem. Dopiero ta podróż do Japonii mnie zmieniła. Teraz wreszcie dotarło do mnie jak wiele straciłem nie dostrzegając, jaka Julka jest naprawdę. Patrzyłem na nią przez pryzmat mojej byłej dziewczyny, przez którą straciłem wiarę w prawdziwą miłość.

Arleta była ze mną tylko, dlatego że miałem kasę i byłem rozpoznawalny. Byłem głupkiem ślepo w niej zakochanym. Przyjaciele ostrzegali mnie, a ja nie chciałem wierzyć w ich słowa. Pewnego dnia wróciłem wcześniej z wyjazdu z meczu i zastałem ją w łóżku z innym. Stanąłem w drzwiach i nie mogłem się ruszyć, a ona jakby nigdy nic podeszła do mnie i powiedziała „Nie dziw się tak. Myślałeś, że cię kocham? NIE!”. Po tych słowach ubrała się i wyszła z mieszkania razem ze swoim kochankiem. A ja stałem ciągle w tym samy miejscu i nie mogłem uwierzyć w to, czego byłem świadkiem.  Przez tydzień prawie nie wychodziłem z mieszkania, a moim towarzyszem była flaszka wódki. Tylko dzięki przyjaciołom udało mi się pozbierać i wrócić do treningów. Zresztą w grze znów odnalazłem spokój.

Podczas tych rozmyślań usnąłem i rano obudziłem się z uśmiechem na ustach. Korciło mnie, żeby do niej napisać, ale postanowiłem tego nie robić. Z niecierpliwością oczekiwałem na nasze popołudniowe spotkanie. Na treningu byłem skory do gry i cały czas tryskałem dobrym humorem. Nie zepsuły mi go nawet docinki Igły, który chyba się czegoś domyślał. Zresztą, przecież nie miał, czego się domyślać, bo nic nie było. Postanowiłem sobie, że już niedługo to się zmieni. Po treningu wziąłem szybki prysznic na hali i wziąłem różę, którą już wcześniej miałem przygotowaną. Chciałem uzyskać aprobatę Krzyśka więc nie ukrywałem tego, że idę się spotkać z jego ukochaną siostrzyczką. Poszliśmy razem w stronę parku i tam ujrzałem ją bawiącą się z Dominiką. Nie mogłem oderwać oczu od tych włosów powiewających, gdy uciekała przed Małą. Była taka radosna, beztroska. Po prostu szczęśliwa.

~~

Podeszłam do Piotrka i wbiłam mu palce w żebra.

- Ej! Za co?- spytał
- Za żywota- zaśmiałam się.
- No wiesz co! Teraz będę smutny- powiedział Piotrek i zrobił smutną minę.
- Może to cię pocieszy- stwierdziłam, wspięłam się lekko na palcach i dałam mu małego buziaka w policzek.
- Mrr.. To może częściej będę smutny, jeśli masz mnie tak pocieszać- zaśmiał się Piotrek, za co dostał ode mnie sójkę w bok.
- No znowu?!
- Taki już jej urok!- krzyknął z oddali Krzysiek, który nawet nie udawał, że się nie patrzy.
- Hmm.. To gdzie przed nim uciekamy?- spytał Piotrek.
- A to niespodzianka. Przekonasz się niedługo. Tylko Piotruś nie obraź się, ale nie jestem gotowa na rozmowę o mojej przeszłości.
- Lubię niespodzianki- zaśmiał się- Juluś nie będę naciskał na ciebie. Powiesz mi kiedy będziesz chciała, a przede wszystkim kiedy mi zaufasz. A teraz proszę róża dla ciebie.

Gdy usłyszałam te słowa przytuliłam go mocno i podziękowałam za pięknego kwiatka. Po krótkiej chwili ruszyliśmy w drogę. Zabrałam go do szpitala. Chciałam zobaczyć, jak będzie odnosił się do dzieci, a przede wszystkim do Ani. Mała była moim oczkiem w głowie. Codziennie znajdowałam czas, żeby do niej choć na chwilę wpaść nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Odwiedzałam też inne dzieci. Miło było zobaczyć szczery uśmiech na ich twarzach.

Podczas drogi śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak para najlepszych przyjaciół. Nie powiem, że się z tego nie cieszyłam. Naszą rozmowę przerwał dźwięk przychodzącego SMS-a.

„Mała, tak trzymaj! Krzysiek mi wszystko powiedział! Cichy to ktoś dla Ciebie! Kocham Cię!

Zaśmiałam się patrząc na nadawcę, którym był Kadziu. Piotrek lekko nie wiedział o co chodzi, więc szybko wyjaśniłam mu, że Krzysiek już zdążył wszystkich poinformować, że gdzieś razem wyszliśmy.

- Cały Igła!- zaśmiał się Pit.
- Nie jesteś zły?- spytałam.
- O co? Bo na pewno nie o to, że wszyscy mi teraz będą zazdrościć, że zgodziłaś się na spotkanie- stwierdził.
- Uspokoiłeś mnie- zaśmiałam się- Jesteśmy już prawie na miejscu- stwierdziłam.
- Idziemy do szpitala?
- Tak, chciałabym, żebyś kogoś poznał.
- No to idziemy!- uśmiechnął się.





Hej hej;) Po rocznej przerwie powracam do tej historii. Sama nie wiem, dlaczego przestałam ją pisać… Tak więc oddaję rozdział do waszej dyspozycji. Jeśli nie pamiętacie tego opowiadania zachęcam do przeczytania wcześniejszych notek, które przeniosłam z Onetu. Pozdrawiam!:*

PS. Nadal mocno wierzę w naszą reprezentację! Kto jak nie oni udowodnią, że są najlepsi:)

niedziela, 9 czerwca 2013

Impreza i jej skutki

Impreza z tymi wariatami nie mogła być nie udana. Igła z Gregorem wyczyniali swoje wygibasy, tańcem tego z cała pewnością bym nie nazwała, na stole. Zawołali mnie do siebie, a ja stwierdzając, że raz się żyje dołączyłam do nich. Nasz taniec tylko polepszył doskonały już humor reszty. Inni imprezowicze tylko na nas dziwnie się patrzyli. Wszyscy jednak zmyli się szybko do domu, bo następnego dnia mieli już trening przed kolejnym meczem. Na odpoczynek musieli więc wszyscy jednak poczekać do zakończenia sezonu. Impreza zakończyła się o 23 ale jednak nikt z tego powodu jakoś specjalnie nie narzekał. Ja właśnie kończyłam się żegnać z Natalią i miałam dołączyć do Krzyśka i Iwony, ale uniemożliwił mi to Piotrek, który pociągnął mnie do siebie.
- Krzysiek! Odprowadzę ją za chwilę do domu ok?- krzykną do mojego brata.
- Spoko. Tylko, żeby mi z tego dzieci nie było- zaśmiał się. 
Miałam go ochotę za to zabić. Ledwo co zdołaliśmy się w jakiś sposób dogadać z Piotrkiem, a mój "kochany" braciszek myśli nie wiadomo o czym.
- Policzymy się w domu!- odkrzyknęłam mu, a jemu uśmieszek zszedł z twarzy. 
- Oj zostaw go. Przecież Igła to Igła.- zaśmiał się Piotrek widząc moją minę.
- Nawet nie wiesz jak on mnie czasami denerwuje, ale i tak go kocham.- zaśmiałam się- No to może mi powiesz co ode mnie chcesz?
- Pomyślałem, że fajnie by było gdybym coś więcej o tobie wiedział, bo jak na razie to wiem tylko to, że jesteś siostrą tego oszołoma, który jest najlepszym libero na świecie.
- Piotrek... Nie wiem, czy to najlepsza pora i miejsce na takie rozmowy, no ale dobrze. Więc mam na imię Julia, mam 24 lata, pochodzę powiedzmy, że z Wałbrzycha. 
- Jak to powiedzmy?
- Piotrek to długa historia, nie wiem czy mogę ci w pełni zaufać.... O tej części mojej przeszłości wie tylko niewielka liczba osób.
- Rozumiem... Nie chcę naciskać... Ale pamiętaj mi możesz zaufać. Wiem, że zawaliłem, ale chcę Cię poznać taką jaką jesteś naprawdę.
- Zróbmy tak. O której jutro kończycie trening?
- O 17 powinienem być wolny.
- To ja będę czekała na ciebie w parku koło Zamku. 
- Dobrze, ale w razie gdyby Andrzej przedłużył trening to daj mi swój numer, uprzedzę cię.
- 56688990
- Dziękuję.- uśmiechnął się- zmykaj do domu, bo zimno jest. Jak się rozchorujesz przeze mnie to Krzysiek mnie zabije.
- O dobrze wiedzieć, że się boisz Igły.- zaśmiałam się i musnęłam lekko jego policzek- Dobranoc.
- Dobranoc- uśmiechnął się.

Leżałam w łóżku myśląc o wszystkim tym co się wydarzyło dzisiejszego dnia. Wyrwał mnie z niego dźwięk przychodzącego sms-a. 
"Dziękuję, za cudowny dzień:) Śpij słodko:) Dobranoc;*" 
 Wielki uśmiech rozjaśnij moją twarz. Wystukałam szybko odpowiedź:
"Również dziękuję:) Dobranoc;*"
Nie zauważyłam nawet kiedy przeniosłam się do krany Morfeusza.


Krótki, bo krótki, ale jest. Pozdrawiam czytelników:) Czekam z niecierpliwością na Final Six! Nie ma bata złoto będzie nasze!

Cza­sem mała krop­la czułości wys­tar­czy, w morzu wy­lanych łez, aby je osuszyć

Dzień przed 6 grudnia był jakże szczęśliwy dla nas wszystkich. Chłopcy wreszcie powrócili z odległej Japonii gdzie zdobyli srebrny medal i kwalifikację olimpijską. Nic dziwnego więc, że humory im bardzo dopisywały. Nawet Piotrek zdobył się na uśmiech w kierunku mojej osoby, cos powodowało moje i nie tylko moje zdziwienie. Pomyślałam, że to dobry znak i może w końcu przestanie traktować mnie jak nic nie wartego śmiecia. Czas pokaże czy tak rzeczywiście będzie. Wróciliśmy samochodem z Warszawy do Rzeszowa, gdzie czekali już na nas Iwonka z dziećmi i cała reszta Rzeszowskiej zgrai, która postanowiła przywitać Krzyśka i Piotrka zaraz po powrocie. Mała Domi, gdy tylko zobaczyła tatusia wyrwała się Iwonie i podbiegła do  niego swoimi krótkimi nóżkami i mocno się w niego wtuliła. Widać było jak stęskniła się za tatusiem. Sebastian również podszedł do taty i mocno go uściskał, Iwona dała mu buziaka. Ja postanowiłam się z tego miejsca ulotnić, bo chciałam, żeby się sobą nacieszyli. Usiadłam sobie na ławce i zaczęłam myśleć o Ani. No tak nie wiecie kim jest Anulka.Obiecałam Krzyśkowi, że pójdę za niego z chłopakami i trenerem do szpitala,kiedy on będzie na zgrupowaniu. A więc nie miałam wyjścia. W  jednej z sal leżała mała pięcioletnia dziewczynka z złamaną ręką oraz nogą i dużą ilością siniaków na ciele. Była tam samotna, nikogo przy niej nie było. Zwróciłam się do jednej z pielęgniarek by mi coś o tej dziewczynce powiedziała. Okazało się, że jej historia jest bardzo podobna do mojej . Ojciec pijak, matka nie umiejąca odejść od niego i Ania,która była nic nie wartym dla niego przedmiotem, na którym wyładowywał swoją frustrację i gniew. W moich oczach pojawiły się łzy, na wspomnienie o tym co ja przeżyłam. Mimo tego, że to było tak dawno nadal to wszystko we mnie pozostało.

~~

Coś dziś się we mnie zmieniło, przełamało. Kiedy zobaczyłem Julkę na lotnisku oczekującą na mnie i na Igłę uśmiech sam nasunął mi się na usta. Jednak w czasie podróży do Rzeszowa nie odzywałem się prawie w ogóle. Od czasu do czasu Igła pytał mnie o coś związanego z turniejem, bo opowiadał wszystko Juli ze szczegółami. W samochodzie brzmiał jej perlisty, radosny śmiech, który na mej twarzy również wywoływał uśmiech. Teraz po przyjeździe do Rzeszowa, usunęła się w cień, by dać nacieszyć się sobą rodzinie Ignaczaków.Ani na chwilę nie spuszczałem z niej wzroku, kiedy rozmawiałem z Grześkiem.
- Pit! Słuchasz mnie ty w ogóle? Cały czas patrzysz się na Julkę, a mnie masz w poważaniu!
- Nie patrzę na nią. Coś ci się chyba przewidziało, a ciebie słucham bardzo uważnie.
- Jasne, to co przed chwilą powiedziałem?
- Yyy… No.. Dobra nie słuchałem cię.
- A widzisz!
- Dlaczego ona płacze?- spytałem zdezorientowany.
- Skąd ja mam wiedzieć? Idź do niej!
- Ona nic mi nie powie. Przecież wiesz jak ją traktowałem.
- Zawsze warto spróbować. No idź!
Bałem się jak cholera. Przecież ja nigdy dla niej miły nie byłem, traktowałem ją jak powietrze. Przynajmniej chciałem, żeby tak się czuła,a teraz po prostu miałem do niej podejść i zapytać czemu płacze. To nie miało prawa się udać. Mimo wszystko postanowiłem spróbować.

~~
 Łzy spływały po mojej twarzy i znajdowałam się w stanie odrętwienia. Ocknęłam się dopiero wtedy gdy poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się i spojrzałam z zaskoczeniem na swego towarzysza.
- Co ty tu robisz?
- Widziałem, że płaczesz… Wiem, że możesz mnie pogonić,powiedzieć, że co cię to obchodzi, ale uwierz obchodzi. Co się stało?
- Masz rację, co cię to obchodzi? Jakoś  przez tyle lat miałeś mnie daleko w tyle, a teraz zainteresowały cię moje łzy.- wstałam z ławki i już miałam odchodzić kiedy Piotrek złapał mnie za rękę.
- Wiem! Zachowywałem się jak ostatni palant, dupek, cieć,ciota! Możesz wyzwać mnie od czego chcesz! Ale przepraszam cię za to wszystko!Przede wszystkim za tą obojętność!
- I co ja mam ci powiedzieć?- wyjąkałam, zdziwiona jego słowami.
- Że mi wybaczasz- powiedział cicho.
- Wybaczam… Zacznijmy wszystko od nowa. Julka jestem.-powiedziałam do niego z uśmiechem.
- Piotrek miło mi.- wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.
- Skoro oficjalną prezentację mamy za sobą, to powiedz mi dlaczego płakałaś?
- Piotrek to nie miejsce, czas i okoliczności by o tym mówić. Obiecuję, że powiem ci w najbliższym czasie.- czułam, że mogę mu zaufać. Dotychczas moją historię zna niewiele osób. Tylko ci najbliżsi.
- Ale na pewno? Martwię się Mała o ciebie!- powiedział ze smutną miną.
- Na pewno. A teraz chodź wracamy do tej zgrai.- zaśmiałam się.
- Mogę panią prosić?- spytał podając mi ramię.
- Ależ oczywiście proszę pana- zaśmiałam się głośno chwytając pod ramię Piotrka.
 Szliśmy przekomarzając się, co wywoływało u nas śmiech. Kiedy w końcu doszliśmy do pozostałych wywołaliśmy na ich twarzach ogromne zdziwienie.
- Skąd wy razem… Cali… Nie kłócący się… Trzymający pod rękę?- to tylko jedno z wielu pytań, które otrzymaliśmy.
- Przestańcie! Zachowujecie się jakby się nie wiem co stało…- zaśmiałam się.
Grzesiek tylko posłał mi tajemniczy uśmiech, a Igła jak to Igła zaczął się z nas śmiać,  a reszta poszła za jego przykładem.
- Głupki!- krzyknęliśmy równocześnie z Piotrkiem i dołączyliśmy do nich.
- CICHO!!!- krzyknął nagle mój braciszek.
- Yyy?- popatrzyliśmy na niego jak na idiotę.
- Skoro ONI- powiedział pokazując na nas- się pogodzili to znaczy, że czas na imprezę! Idziemy na piwo!
- Wiesz co Krzysiu ty jednak mądry jesteś- zaśmiałam się- No to w drogę!


Witam po długiej przerwie;) W ciągu tych kilku miesięcy wiele się wydarzyło. Moja ukochana Resovia została Mistrzem Polski, a dziś nasza reprezentacja weszła do Final Six w Sofii Nasi piłkarze odpadli z ME, a więc pozostaje mi kibicowanie Hiszpanii i Niemcom. Mam nadzieję, że kolejną notkę uda mi się szybciej napisać;) Mam nadzieję, że jeszcze ktoś pamięta tą historię;) Jakoś notki niska, no ale… Pozdrawiam;*

Prawdziwe szczęście jest dopiero wtedy gdy...


Puchar Świata rozpoczął się dla naszej reprezentacji znakomicie. Kroczyli od zwycięstwa do zwycięstwa i byli coraz bliżej awansu na Igrzyska Olimpijskie. Codzienne wstawanie i kibicowanie stało się jakby naszym rytuałem. Moim, Iwony i Sebastiana. Mała Dominika była jeszcze za mała, ale kiedy mecze były rozgrywane później to, a realizator pokazywał zbliżenie na Krzyśka mała podbiegała do ekranu i się przytulała. Widać było jak tęskniła za tatą. Co chwilę pytała się kiedy wróci. Tłumaczyłyśmy jej, że już niedługo, a będzie miała tatusia tylko dla siebie. Dziś jednak uwaga Domi, zwrócona była na naszych gości. Tak, jak obiecał przyjechał Łukasz i przywiózł ze sobą dwa swoje skarby. Amelkę i Basię. Z Basią miałam się okazję spotkać dopiero kilka razy.Łukasz trzymał ją w tej Rosji w tajemnicy. Cieszyłam się jego szczęściem.Zwłaszcza teraz gdy wrócił wreszcie do Polski i jest blisko Melki.
- Ciocia!
- Amelka!- mała rzuciła mi się na szyję, a ją obracałam wokół własnej osi.
Uwielbiam tą, już nie taką małą, księżniczkę, której panem serca był jej tata.
- Melka zostaw Julkę , bo ją udusisz, a jeszcze mnie ktoś musi przywitać.- zaśmiał się Łukasz za co dostał od Basi sójkę w bok.
- No, co zażartować już nie można?- oburzył się Kadziu i zrobił minę zbitego psiaka.
- Oj chodź tu do mnie duże dziecko.- zaśmiałam się i przytuliłam go mocno- Jak ja się za tobą stęskniłam.
- Juluś ja za tobą też.
- Dobra, bo teraz ty mnie udusisz.
- Oj tam, oj tam.- zaśmiał się i wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Cześć Basiu!- serdecznie się uściskałyśmy.
Polubiłyśmy się bardzo. Była taką moją przyjaciółką na odległość. Zaufałam jej, bo widziałam, że zależy jej na Łukaszu, a Melę traktowała jak swoje własne dziecko.
- Cześć! Stęskniłam się za tobą.- uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Ja za tobą też.- i jeszcze raz ją uścisnęłam.
- Dobra nie będziemy stać tak w przedpokoju. Wchodźcie do salonu, Iwona za chwilę powinna być.
Pomimo tego, że Resovia jeszcze nie wznowiła treningów, ktoś musiał dbać o papierkową robotę. Amelka zaczęła bawić się z Domi, a po chwili dołączył do nich Łukasz, czemu towarzyszyło dużo śmiechu i radości. My ewakuowałyśmy się do kuchni, aby tam spokojnie porozmawiać. Zauważyłam pewną małą zmianę w wyglądzie Basi, która sprawiała, że aż promieniała.
- Mogę się o coś  spytać?Oczywiście to nie moja sprawa, ale czy ty…?- spojrzałam wymownie na jej brzuch.
- Tak.- uśmiechnęła się szeroko.
- Gratuluję!- krzyknęłam i rzuciłam jej się na szyję.
- Co tu się dzieje?- do kuchni zajrzał Łukasz, ale kiedy tylko zobaczył łzy w naszych oczach to od razu domyślił.
- Powiedziałaś jej?- spytał się Basi.
- Nie musiała mi nic mówić, takie rzeczy druga kobieta wyczuje na kilometr. Gratuluję tatuśku.- powiedziałam przytulając go mocno.
- Dzięki.- uśmiechnął się.
- Który to miesiąc? Znacie płeć?- spytałam.
- Początek czwartego. A co do płci to… -zerknęła na Łukasza,a ten kiwną głową na znak zgody – to chłopiec.
- Oo. To już wiem dlaczego Łukasz chodzi taki dumny. –zaśmiałam się.- A Amela wie?
- Tak. Powiedzieliśmy jej pierwszej. Bardzo się ucieszyła. A nam spadł kamień z serca. – odpowiedział Łukasz.
- Mela jest mądrą dziewczynką.
- Jak na swój wiek za mądrą. Ty wiesz na jakie pytania my musimy odpowiadać?! Nie jeden dorosły nie powstydziłby się takiej wiedzy.-zaśmiał się Łukasz.
- No mądra po tatusiu.- powiedziałyśmy razem z Basią równocześnie i zaczęłyśmy się śmiać.
- Ładnie się tak ze mnie śmiać?- oburzył się Łukasz.- Idę do młodych oni mnie przynajmniej rozumieją.- stwierdził co wywołało jeszcze większy wybuch śmiechu u nas.
Zaczęłyśmy robić obiad, bo Basia uparła się, że mi pomoże. W międzyczasie wróciła Iwona z Sebastianem, który od razu dołączył do wesołej gromadki w salonie, a moja bratowa przyszła do nas do kuchni.
- O właśnie macie pozdrowienia od Krzyśka. Żałuje, że nie przyjechaliście wtedy kiedy był w domu.
- Wiesz, jak jest. Dopiero przyjechaliśmy z Doha, a Łukasz zaczął treningi w Olsztynie. Mam nadzieję, że zostaniemy w Polsce, ale znacie Łukasza, nie wiadomo co mu strzeli do głowy.
- Ale teraz sytuacja jest inna.. Moim zdaniem on w końcu dojrzał i teraz wy będziecie dla niego najważniejsi. Ty, Melka i..- zamilkłam widząc, że Basia nie chce, żeby Iwona się dowiedziała. Na szczęście była ona tak pochłonięta obieraniem ziemniaków i nie zauważyła niczego podejrzanego.
- Dobra kończmy ten obiad, bo coś czuję, że zaraz tu mój miły przybędzie z pytaniem czy jest coś do jedzenia.- zaśmiała się Basia i jak na zawołanie do kuchni wparował Łukasz, a my zaczęłyśmy się śmiać.
- To już człowiek nie może w spokoju przyjść do kuchni, że by nie zostać wyśmianym? Z kim ja żyję?
- Kadziu uwierz też zadaję sobie to pytanie.- odgryzła się Basia, po czym przybiłyśmy sobie piątki.
- A chciałem wam coś powiedzieć, ale jak nie chcecie to nie ooo.- i zaczął wycofywać się z kuchni.
-  No Łukaszku powiedz.- Basia dała mu buziaka, a on od razu zaczął gadać.
- Coś mi się wydaje, że Amelka zarywa do Sebastiana. Iwona mówię ci oni kiedyś będą razem. Ignaczak i Kadziewiczówna, co z tego wyniknie.
- Oj Łukasz, Łukasz na starość ci się swatać zachciało-zaśmiała się Iwonka- Ty lepiej Julce byś kogoś znalazł.
- O nie nie! Mnie swatać nie będziesz!- zaczęłam mówić widząc ten wzrok Łukasza na sobie, jemu już coś, a raczej ktoś przyszedł do głowy.
- Ale ja mam idealnego kandydata dla ciebie! Młody,przystojny, wysoki, blondyn, o podobnym charakterze do twojego, ale nieco mniej wylewny.
- Łukasz! Zamknij się! Jeszcze jedno słowo, a pożałujesz!
- No, ale dlaczego nie?- widząc mnie z patelnią zaczął uciekać gdzie pieprz rośnie.
Wiedziałam, że nie uniknę pytań o kogo chodziło Łukaszowi i musiałam się zemścić. Dzieciaki widząc Łukasza uciekającego przede mną zaczęły się śmiać i dopingować. Kiedy już miałam dość, wróciłam do kuchni i ukryłam się z butelką wody za lodówką. Wiedziałam, że przyjdzie za mną, bo będzie chciał wyśmiać moją kondycję. I nie myliłam się. Gdy tylko wszedł cała butelka wylądowała na jego głowie, a on sam przemoczony był do suchej nitki.
- No jak tak można?- spytał.
- A jak można rozpowiadać takie głupoty?
- To nie są głupoty!
- Są!
- Nie!
- Tak!
- Będziecie się tak kłócić?- spytały równocześnie Baśka i Iwona.
- Tak! – odkrzyknęliśmy i zaczęliśmy się dalej kłócić.
- Gorzej jak z dziećmi.- pokręciły głową i dalej się nam przyglądały.
Nagle rozdzwonił się telefon Iwony. Po jej uśmiechu wiedziałam, że to mój brat. Zdziwiłam się, że dała nam swój telefon i to jeszcze z włączonym głośnikiem.
- USPOKÓJCIE SIĘ NATYCHMIAST! ZACHOWUJECIE SIĘ JAK DZIECI! MACIE SOBIE PODAĆ RĘKĘ NA ZGODĘ I PRZESTAĆ SIĘ KŁÓCIĆ!- wydarł się Krzysiek przez telefon.
- Uspokój się, bo ci żyłka pęknie!- zaśmialiśmy się równocześnie.Oboje wiedzieliśmy ,że wszystko wróciło do normy.
- No to dzieci wujek Igła i reszta Resoviackiej paczki was pozdrawia:)
- Krzysiek powodzenia! Skopcie tyłki pozostałym!
- Nie dziękujemy! Kończę!
- Pa!

Reszta dnia upłynęła nam w miłej atmosferze. Po południu wszyscy poszliśmy na spacer po Rzeszowskim rynku. Dzieci były uradowane zabawą w liściach i wzajemnym obsypywaniem się. Nie muszę wspominać kto najbardziej.Łukasz zawsze pozostanie dla mnie takim dużym dzieckiem. Nadszedł niestety czas pożegnania i powrotu do Olsztyna przez Łukasza z rodziną. Obiecali ,że  niedługo znów przyjadą i zaprosili nas do siebie. Popłynęły łzy. Łukasz jednak miał racje. Amelkę ciągnęło do Sebastiana i to z wzajemnością.

 Resovia w finale Pucharu CEV! Dokopiemy Dynamo mam nadzieję! Rozdział pozostawiam do waszej dyspozycji. Nie jest on jak zwykle najwyższych lotów;/ Pozdrawiam;***


Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać.

Nie wiem kiedy minęły te cztery godziny, które jeszcze niedawno miałam do spotkania z Grześkiem. Po szóstej wzięłam szybki prysznic i zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Jako, że był to zwykły przyjacielski spacer ubrałam ciemne rurki i tunikę z krótkim rękawem na co zarzuciłam bolerko i zawiązałam apaszkę na szyi. Punktualnie o dziewiętnastej zadzwonił domofon.Krzyknęłam tylko, że wychodzę i już mnie nie było.
- Cześć Grzesiu!- pocałowałam go w policzek.
- O jak miło.- zaśmiał się Grzesiek- Cześć Mała.
- Jaka mała! Mam te swoje 1,80!- troszeczkę się oburzyłam.
- Oj wiesz, że nie o to mi chodziło. Wybaczysz?- popatrzył na mnie tym swoim kosokowym wzrokiem.
No i jak ja mam się na niego gniewać, no jak?
- No dobraaa… Ale nie ma nic za darmo.- zaśmiałam się.- Idziemy na lody!
- Ty chcesz w listopadzie jeść lody?
- Taak! Mam ochotę na podwójną porcję lodów miętowych z kawałkami czekolady. Mniam.-rozmarzyłam się.
- To w takim razie idziemy.-zaśmiał się Grzesiu i ruszyliśmy w stronę pobliskiej kawiarni.
Usiedliśmy przy stoliku i zaraz przy nas pojawiła się kelnerka. Zamówiliśmy dwa desery lodowe i dwie latte.
- No dobra. Koniec tego dobrego. Opowiadaj, dlaczego wy się tak nie lubicie?
- Nie jestem zdziwiona, że o to pytasz. Dla mnie jest zapatrzonym w siebie dupkiem i tyle. Nie wiem co mu zrobiłam i dlaczego on mnie lubi. Strasznie przypomina mi Arka.- walczyłam ze sobą, żeby się nie rozkleić.-Życie jest cholernie niesprawiedliwe. Dlaczego Bóg zabiera do siebie tak młodych ludzi, mających całe życie przed sobą? Nie rozumiem tego.
- Cii Mała nie płacz.- powiedział Grzesiek, przytulając mnie do siebie.- Wiem, że jest trudno pozbierać się po stracie ukochanej osoby,przyjaciela. Pamiętaj, że on jest cały czas przy tobie i chce, żebyś była szczęśliwa. Czuwa nad tobą. I nie zapominaj o mnie. Na mnie zawsze możesz liczyć, o każdej porze dnia i nocy.
- Dziękuję Grzesiu za to, że cię mam. Ale Klaudia nie  będzie szczęśliwa jeśli będę cię cały czas wykorzystywała. Powinieneś się zająć przygotowaniami do wesela.- uśmiechnęłam się blado.
- Już się nie mogę doczekać, szczerze powiedziawszy.-uśmiechnął się szeroko- Wiem, że Klaudia to ta jedyna. Kocham ją najbardziej na świecie.
- Cieszę się twoim szczęściem.- przytuliłam go mocno.
Zapłaciliśmy i wyszliśmy z kawiarni. Odprowadził mnie pod dom i pofrunął do swojej narzeczonej. Uśmiech sam cisnął się na usta, kiedy widziało się ich szczęście i prawdziwą miłość, która była między nimi. Weszłam cicho do domu i poszłam prosto do mojego pokoju. Przebrałam się i położyłam pod kołdrą. Nie mogłam usnąć. Przypomniały mi się wszystkie wspomnienia związane z Arkiem. Był najlepszym przyjacielem Krzyśka, a potem także moim. Traktowałam i kochałam go jak brata. Zawsze mogłam na niego liczyć, podobnie jak na Krzyśka.Kiedy przyjeżdżałam do Igły, to nigdy się nie nudziłam, bo ci wariaci zawsze mieli ciekawe pomysły na spędzanie czasu pomiędzy treningami i meczami. Pamiętam jak bawiłam się na jego i Agnieszki weselu. Łączyła ich prawdziwa miłość. Nie zapomnę nigdy tego jak się z nim po raz ostatni widziałam. Żegnałam się z nim,bo rozpoczynał przygodę z ligą włoską i powiedział mi w tedy, że choćby nie wiem co się stało zawsze będzie przy mnie, żebym o tym pamiętała. Nie wiem czy przeczuwał, że coś złego się stanie, czy po prostu tak mu się powiedziało. Ten telefon od Krzyśka w nocy, kiedy płacząc mówił mi co się stało. Nie mogłam uwierzyć w to. Jak to możliwe, że on nie żyje, jak jeszcze przed kilkoma godzinami go widziałam zdrowego, uśmiechniętego z pozytywnym podejściu dożycia, a tu mój brat mi mówi, że on nie żyje. Byłam wściekła na początku na Agnieszkę, ale po kilku tygodniach zrozumiałam, że to nie jej wina, i że cierpi jeszcze bardziej ode mnie. Mieli tyle planów i marzeń, które jak się okazało nigdy się miały nie spełnić. Rozryczałam się na dobre. Nie wiem czemu Cichy tak mi go przypominał, przecież nawet nie byli do siebie podobni. Łączyła ich tylko pozycja i były klub w którym grali. Wzięłam telefon do ręki i  wystukałam wiadomość do Łukasza.
„ HejJ Zapomniałeś już sobie o mnie? Nie odzywasz się do mnie, nie przyjeżdżasz. Nie ładnie panie ŁukaszuL
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
„ Jula jak mogłem o tobie zapomnieć? No jak? Nie odzywałem się, bo musiałem załatwić wszystkie formalności i wgrać się w zespół. Jak będzie przerwa to spodziewaj się, że wpadniemy z Melką do ciebie A i pamiętaj on zawsze będzie z tobą.”
Szybko wystukałam odpowiedź.
„ Nie mogę się już doczekać J Jak ja dawno was nie widziałam:/ Skąd wiedziałeś?”
I znów nim upłynęły dwie minuty dostałam sms-a.
„ Znam cię dobrze Juluś. Ale teraz już przestań płakać i spróbuj usnąć. Dobranoc;*”

Łukasz, po śmierci Arka, był moim najlepszym przyjacielem, który podobnie jak Krzysiek znali mnie jak nikt. Teraz doszedł jeszcze Grzesiu. Kiedy tak rozmyślałam odpłynęłam do krainy Morfeusza.




Dziś nowy rozdział, jak dla mnie beznadziejny…. Nie potrafię pisać o Arku Jest to dla mnie za trudne, ale i tak pozostawiam Wam go do oceny. Proszę o konstruktywną krytykę, która pomoże mi poprawić błędy i sposób pisania.. Na dziś to tyle. Pozdrawiam:*

Przyjaźń to najpiękniejsza rzecz, jaką człowiek może zaproponować drugiemu człowiekowi. Bezinteresownie.

Doprawiałam właśnie zupę pomidorową, gdy usłyszałam trzaśniecie drzwiami wejściowymi i podniesione głosy. Po chwili moim oczom ukazała się „prawie” cała drużyna Resovii. No dobra to mnie przeraziło, ale postanowiłam udawać, że ich obecność mnie nie rusza.
- Hej chłopaki!- lekko się uśmiechnęłam- Jak tam po treningu? Zjecie z nami?
- Pff! Dzięki tobie musieliśmy biegać 50 kółek! Masz przechlapane jeszcze bardziej niż miałaś!- powiedział podniesionym głosem Grzesiu-A obiad chętnie zjemy!
- Te dodatkowe kółka to nie był mój pomysł! To pomysł Andrzeja!
Zaczęłam się bronić, mając nadzieję, że to cokolwiek pomoże.
- A mi tu czołg jedzie!- mój braciszek pokazał na oko.
- Możecie wierzyć, albo i nie! Ja z tym nic wspólnego nie miałam! A w ogóle co ja się wam będę tłumaczyć?- wyszłam z kuchni i poszłam do swojego pokoju, po drodze trzaskając drzwiami.
 Niech sobie nie myślą, że ze mną jest tak łatwo. Leżąc na swoim łóżku słyszę jak Iwona ochrzania tą całą zgraję mutantów. W końcu kobieca solidarność musi być! Nie usłyszałam zbyt wiele, bo chłopacy coś tam zaczęli mruczeć pod nosami. Po chwili usłyszałam odgłos  kroków zbliżających się do mojego królestwa, a po chwili ciche pukanie.
- Proszę! – krzyknęłam.
- Julka mogę?- zza drzwi wyjrzał Grzesiu.
- Pewnie. Wchodź.- lekko się uśmiechnęłam i zrobiłam miejsce na łóżku koło siebie.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyliśmy. Po prostu stęskniliśmy się za tobą, a ty robisz wszystko, żeby nas unikać. Wybaczysz nam?
- No pewnie, że wam wybaczam! Przecież jesteście dla mnie najważniejsi zaraz po mojej kochanej rodzinie. – przytuliłam go.
- Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Pamiętaj, że ja mam oczy i widzę co się dzieje. Nie możesz nas unikać tylko dlatego, że nie pałacie za sobą sympatią, chociaż jak to się mówi kto się czubi ten się lubi.
- Ale skąd ty wiesz?- spytałam zdziwiona.
- Mała, wystarczy na was spojrzeć. Zresztą, dlaczego go tu jako jedynego nie ma z nami? Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.-przytulił mnie do siebie mocno- Choć pójdziemy do reszty, bo jak znam życie,zaraz któryś tu przylezie.
- Dziękuję Grzesiu! Jesteś kochany!- uśmiechnęłam się do niego.
Wyszliśmy razem z pokoju, a w naszym kierunku już szedł Alek.
- A nie mówiłem?- zaśmiał się Grzesiu.
- I jak Julciu wybaczysz nam?- spytał Alek z tym swoim słodkim akcentem.
- No, nie wiem, nie wiem.- postanowiłam się z nim podrażnić.
- No prooooszę!!
- Oj Alku, Alku pewnie, że tak!- powiedziałam, a ten wariat wziął mnie na ręce i zaczął mną kręcić.
- Zostaw mnie wariacie!- zaśmiałam się.
Te radosne śmiechy przywołały resztę zgrai i już po chwili wędrowałam z rąk do rąk, gdyż wszyscy zaczęli domagać się buziaka. No i jak tuz takimi żyć?
- Idziesz z nami w czwartek do „ Galicji” na kolację.-zadecydował Alek jako kapitan, więc jedyne co mi pozostało to zgodzić się.
- Obiecuję, że pójdę. Muszę z wami pobyć niczym kilku z was poleci do Japonii na Puchar.
- Ooo właśnie dobrze, że mi Młoda przypomniałaś mam do ciebie sprawę.- powiedział mój braciszek.
- Słucham cię.- zaśmiałam się.
-  No bo…- zaczął.
-  Nie zaczyna się zdania od „no bo”- przerwał mu Gyorg.
- Od kiedy ty takim znawcą polskiego jesteś?- spytał trochę wkurzony Igła.
- Mam mądrą żonę.- odparł dumnie Jurek.
Igła już miał coś odpowiedzieć, ale przerwałam mu. Jeszcze tego brakowało, żeby oni się pokłócili.
- Krzysiu, mów o co chodzi.
- W związku z tym, że jadę na Puchar Świata, mam do ciebie prośbę. Andrzej powiedział nam wczoraj, że Resovia zobowiązała się, żeby odwiedzić chore dzieci w szpitalu. Wiesz, że zawsze jestem chętny na takie akcje, ale to akurat będzie wtedy co nasze zgrupowanie. Pójdziesz tam za mnie?-zrobił te swoje maślane oczka i poległam.
- Oczywiście, że pójdę.- uśmiechnęłam się- Ale teraz chodźcie zjeść obiad i zmykajcie do żon, dzieci i narzeczonych! Nie dość, że prawie w domu was w ogólnie nie ma, to chwile wolne spędzacie tutaj! Ja się muszę wami porządnie zająć!
Siatkarze posłusznie udali się do jadalni, gdzie czekał już na nich gorący obiad i rozeszli się do domów. Kiedy kończyłam sprzątać, usłyszałam głos przychodzącego sms-a. Byłam ciekawa od kogo, ale postanowiłam zrobić to co miałam zrobić i dopiero wtedy odczytać.
 Mała o siódmej czekam na ciebie pod blokiem. Nie ma opcji, że nie pójdziesz. Wyciągnę cię z tego domu choćby siłą. Zresztą Igła na pewno mi w tym pomoże. Tylko pamiętaj ubierz się ciepło!  Grzesiek;*”
- Krzysiek!- wydarłam się na cały dom.
- Co tak wrzeszczysz siostra? Przecież byłem w salonie.-powiedział przychodząc do mnie.
- Nie wiedziałam. Mam pytanie. Wybieracie się dziś gdzieś z Iwoną wieczorem?
- Mieliśmy iść z dzieciakami na pizzę, a co?
- Czyli wieczór mam wolny?- spytałam tak dla jasności.
- No tak, ale myślałem, że z nami pójdziesz.
- Mam inne plany. Wychodzę z kimś innym.- uśmiechnęłam się lekko.
- Mogę wiedzieć z kim?- no tak, wiedziałam, że zacznie się przesłuchanie.
- Jeśli cię to zbawi, to z Grześkiem.
- Ale przecież on ma narzeczoną!*
- No wiesz, jakbym nie wiedziała. To tylko przyjacielski spacer, nic więcej. Nie odbijam dziewczynom facetów!
- A jak tak, to możesz iść. Tylko wróć przed 23.
- Co ty bawisz się w mojego tatusia?
- Nie. W starszego brata, który bardzo kocha swoją jedyną siostrę i nie chce, żeby jej cokolwiek się stało.
- Kocham cię braciszku!- podbiegłam i mocno go przytuliłam.
- Ja też cię kocham mała.

 *nie wiem czy Grzesiek ma dziewczynę, żonę czy narzeczoną. Na potrzeby tego opowiadania ma narzeczoną.

Powracam z nowym rozdziałem jeszcze w „walentynki”. W tym rozdziale trochę miłości pomiędzy bratem, a siostrą. Sama się sobie dziwię, że po tak krótkim czasie dodaję tą notkę. Mam nadzieję, że wena dalej będzie dopisywać.Już niedługo powinno się kilka rzeczy wyjaśnić, a akcja rozkręci się dopiero po powrocie chłopaków z Pucharu.  Trzymam kciuki za jutrzejszy mecz z Resoviaków z AZS Częstochowa. Jak na razie Resovia to moja jedyna i największa miłość, która mnie nigdy nie zawiedzie. Pozdrawiam do następnego:*
Przepraszam za błędy.

P.S Jeszcze raz proszę czytających tą historię o wpisanie się [TUTAJ] To na prawdę ułatwia informowanie.

Jak człowiek się kogoś boi, to go nienawidzi, ale nie może przestać o nim myśleć..

Wzięłam Dominikę i postanowiłyśmy iść odwiedzić Iwonę w pracy. Sebastian był w szkole, a po niej zostawał na trening AKS-u. Ciągnie go do gry. Chce być taki jak Krzysiek. Od naszego mieszkania na halę nie było daleko. Wsadziłam Domi do wózka spacerowego i wyruszyłyśmy. Na dworze panowała prawdziwa polska złota jesień. Nie zastałyśmy jej w swoim gabinecie, więc z małą na rękach udałam się na główne boisko, gdzie spodziewałam się ją znaleźć.Nie powiem niezbyt uśmiechało mi się tam iść. Żeby nie było ja do siatkarzy nic nie mam. Wręcz traktuję ich jak braci, ale po prostu nie znoszę jednego z nich.Zresztą z wzajemnością.
- No proszę, proszę zamiast pracować i trenować wy się tu obściskujecie!- zaśmiałam się widząc Iwonę tulącą się do Krzyśka.
- Zazdrościsz po prostu.- dumnie odparł mój braciszek.
Już chciałam coś mu odpowiedzieć, ale Domi widząc rodziców wyciągnęła rączki i już po chwili szczęśliwa była na rękach u Krzyśka śmiejąc się głośno. Jej śmiech zwrócił uwagę reszty Resoviaków. Kiedy mnie spostrzegli przybrali poważne miny i ruszyli w moją stronę. Pod naporem ich wzroku zaczęłam cofać się do tyłu i po chwili zaczęłam przed nimi uciekać. Włączył się u mnie instynkt przetrwania. Jednak ta ucieczka była błędem. Ja, przy swoim 1,80m nie miałam szans z tymi długo nożnymi potworami. Już po chwili znalazłam się w ramionach Gyorga, który swe kroki od razu skierował na środek boiska. Tam zostałam otoczona przez nich. Tak stałam na środku tego kółeczka, a oni się na mnie groźnie patrzyli.
- No dobra! Może mi łaskawie powiecie o co wam do cholery chodzi?
Znów zapanowała cisza. Dopiero po chwili głos zabrał Grzesiek:
- Przestałaś przychodzić na mecze, treningi. Na imprezy też nie przychodzisz! Może nam wyjaśnisz dlaczego?
No i kurcze mieli mnie. Co ja im miałam powiedzieć? Że przestałam się z nimi spotykać ze względu na tego osła, który teraz jako jedyny, nie licząc Krzyśka, spokojnie odbijał sobie piłkę, mając mnie głęboko w poważaniu! Nie tego im nie mogłam powiedzieć.
- Chłopcy, wiecie przecież, że was kocham! Przyznaję, że was zaniedbałam odrobinkę, ale muszę opiekować się młodymi. Przepraszam i obiecuję poprawę.- uff chyba wybrnęłam.
- Wciskać kit to nie nam! A teraz czeka cię kara!- i cała zgraja ruszyła na mnie z łaskotkami.
- AAAA! Błagam! Przestańcie! Krzysiek!- krzyczałam.
- Sama sobie taki los zgotowałaś- powiedział mój mądry, wtedy co nie trzeba, braciszek i zaczął się ze mnie śmiać.
Już ja mu pokażę.
- Chłopaki! Dajcie spokój! Co mam zrobić, żebyście mi wybaczyli?- popatrzyłam na nich maślanymi oczkami.
- Co się tu dzieje? Wracać mi natychmiast do treningu!-krzyknął Andrzej.
Nim minęło 3 sekundy już ćwiczyli zagrywkę, mnie zostawiając na środku boiska.
- O Julka! Jak dawno cię tu nie było! Co oni ci zrobili?-spytał.
-  A wie trener napadli na mnie z łaskotkami.- odpowiedziałam próbując doprowadzić się do porządku.
- Ooo to widać że energia ich rozpiera. – zaśmiał się Andrzej- Co byś powiedziała, żeby im kazać biegać dodatkowe pięćdziesiąt kółeczek?
No po prostu uwielbiam człowieka! Zemsta będzie słodka.
- A ja na to jak na lato.- zaśmiałam się.
- Chłopaki do mnie! Słyszałem, że macie dużo sił, więc po treningu dodatkowe pięćdziesiąt kółeczek.
Chłopcy spojrzeli na trenera z mordem w oczach, a potem swój wzrok przenieśli na mnie. No i znów sobie przewaliłam, ale warto było, oj warto.
- Miło było znów pana spotkać, ale lepiej już pójdę. Do zobaczenia!
- Pa Julka!
Jak się okazało Iwona mogła wcześniej wyjść z pracy, więc poszłyśmy razem zrobić zakupy. Wzięłam przygotowanie obiadu na siebie, bo wiedziałam, że mój braciszek przyjdzie zły.


~~ Z innej perspektywy~~

No proszę, proszę kogo moje oczy widzą. Julia. Reszta jeszcze nie zauważyła jej obecności. Swoją drogą dawno jej nie widziałem. I nie powiem, żebym był z tego powodu smutny. Nie lubię jej i tego nie ukrywam. Nie wiem co oni wszyscy w niej widzą. Oho zaczęło się. Wielki pościg i grupowe łaskotki na środku boiska. Żałosne naprawdę. Dobrze, że przyszedł Andrzej to rozgoni to towarzystwo. Nareszcie można spokojnie trenować. O nie! Ten błysk w jej oku nie wróżył nic dobrego. Dobra koniec tego myślenia! Andrzej woła nas do siebie. Może nas wcześniej puści? Nie no KURWA! Przez tą idiotkę muszę biegać 50 okrążeń! Choć nic nie zrobiłem! Zajebiście!

Witam wszystkich po dłuższej przerwie;) Pozostawiam nowy rozdział do waszej oceny. Dziś będzie krótko. Stworzyłam nową podstronę by dowiedzieć się kogo informować o NN. Znacznie ułatwi mi to pracę i pozwoli zaoszczędzić czas, którego mi bardzo brakuje. Więc wszystkich chętnych do poznania dalszych losów bohaterów proszę o wpisanie się [TUTAJ]. Pozdrawiam:)

Rozdział zamknięty dawno temu...

Polska jesień jest przepiękna. Uwielbiam siedzieć sobie w rzeszowskim parku w pobliżu zamku i obserwować jak bawią się dzieci mojego przyszywanego braciszka. Są szczęśliwe, gdyż mają to, co w życiu najważniejsze,czyli siebie nawzajem. Z uśmiechem na ustach obserwuje jak cała ta wesoła czwórka się kocha. Moje dzieciństwo było całkiem inne. Zamknęłam ten rozdział w swoim życiu dawno temu. Jednak nie da się zapomnieć do końca tych dni, które spędzałam w szpitalu potłuczona, często połamana. Tak, właśnie poprzez bicie moi biologiczni rodzice okazywali mi miłość, a raczej całkowity jej brak. Dla nich była najważniejsza flaszka wódki, kiedy jej brakowało to całą frustrację i gniew wyładowywali na mnie. Jeśli nie zdążyłam się ukryć było ze mną źle. Byłam dla nich nikim i od najmłodszych lat wpajali mi, że nic nie znaczę i do niczego nikomu nie jestem potrzebna. Kiedy miałam pięć lat trafiłam do domu dziecka, po tym jak rodzicom zostały odebrane prawa rodzicielskie. Nie potrafiłam walczyć o swoje. Przecież byłam „nikim”. Jednak spędziłam tam tylko 3 miesiące, bo zostałam adoptowana przez rodziców Krzyśka i trafiłam do jego rodziny. To właśnie tam poznałam co znaczy kochać. Trochę czasu minęło nim w pełni im zaufałam i otworzyłam się.  Bardzo pomógł mi w tym właśnie mój braciszek. Jak na zaledwie piętnastolatka zachował się bardzo dojrzale. Zajmował się mną, opiekował i bawił się ze mną mimo tego, że nie raz z tego powodu był wytykany palcami przez swoich rówieśników. Jednak dla niego najważniejsza była zawsze rodzina. Nie miałam łatwego życia w szkole.Mimo tego, że bardzo dobrze się uczyłam inni śmiali się ze mnie, że jestem z bidula. Krzysiek zawsze mnie bronił i wspierał. Kiedy miał dwadzieścia lat zaczął grać na poważnie w siatkówkę, która była jego pasją. Mimo tego, że miałam zaledwie dziesięć lat zaszczepił i we mnie miłość do tego sportu. Był stosunkowo niskiego wzrostu co nie pomagało mu w grze. Jednak wszystko nadrabiał wolą walki i charakterem. Cieszyłam się jego sukcesami. Byłam z nim bardzo mocno zżyta i przeżyłam mocno kiedy przeprowadził się do Częstochowy, by grać w jednym z najlepszych Polskich klubów i odnosić sukcesy. Pamiętam dobrze co działo się po tym jak powiedział mi o swojej przeprowadzce i grze w innym mieście. Wykrzyczałam mu w tedy prostu w twarz, że go nienawidzę, mimo tego, że tak naprawdę tak nie myślałam. Wybiegłam z domu i udałam się do mojego sekretnego miejsca w Wałbrzychu, o którym wiedzieliśmy tylko my dwoje. Po jakichś dwóch godzinach Krzysiek po mnie przyszedł. Gdy tylko go zobaczyłam przytuliłam się mocno do niego i przeprosiłam za moje słowa. A mój kochany braciszek mi wybaczył. Odbyliśmy wtedy poważną rozmowę podczas której obiecał mi, że kiedy tylko będzie miał czas będzie mnie odwiedzał, a ja będę miała u niego w mieszkaniu swój własny pokój. Od kąt zdałam maturę mieszkam razem z nimi jego rodzinką w Rzeszowie. Muszę przyznać, że to piękne miasto i wspaniali ludzie. No może po za jednym osobnikiem. Moje rozmyślania przerwał Krzysiek:
- Hej mała! O czym ty tak intensywnie myślisz?- spytał z troską.
- A o niczym braciszku. Cieszę się, że cię mam.-uśmiechnęłam się do niego i dałam mu buziaka w policzek.
- Oj siostra, bo się zarumienię!- zaśmiał się.
Krzysiek wziął wózek z Dominiką, a Sebastian dumnie kroczył koło taty i siostry.


Witam wszystkich w ten przepiękny dzień jakim jest Wigilia Bożego Narodzenia.:) Z tej okazji chciałabym życzyć wszystkim moim czytelniczką SPOKOJNYCH, RADOSNYCH, SPĘDZONYCH W GRONIE NAJBLIŻSZYCH TYCH ŚWIĄTECZNYCH DNI! KIBICOM SIATKARSKIM ŻYCZĘ BY NADCHODZĄCY ROK POD WZGLĘDEM SIATKARSKIM BYŁ JESZCZE LEPSZY OD TEGOROCZNEGO:) 
 Zostawiam ten rozdział do waszej dyspozycji;)

Prolog

Wystarczyło tylko jedno Twoje spojrzenie,
które przeszyło mnie na wylot,
przez które myślałam,
że zostaniemy
już na zawsze razem

To historia o...

Julii, wysokiej brunetce o dużych, zielonych, ujmujących oczach...

i o nim...

Piotrze, blondynie o ponad przeciętnym wzroście i przenikliwym niebieskim spojrzeniu...



Witam. To początek czegoś nowego, ale również o tematyce siatkarskiej. Pierwszy rozdział pojawi się kiedy zostanie skończone całe opowiadanie.